Pożegnanie Edmunda Mogielnickiego

Mówi się, że kiedy umiera człowiek, to wraz z nim umiera cały jeden świat. Ten świat, który odszedł wraz z naszym kolegą Edmundem był bardzo bogaty i ciekawy. Znaliśmy Edmunda jako osobę stale dążącą do poznania świata, na którym przyszło nam żyć. Z niespożytą energią był aktywny wszędzie tam, gdzie mógł coś dobrego z siebie dać, czy to w pracy zawodowej, czy w dziełalności społeczno – politycznej, czy wreszcie w szeroko rozumianej turytstyce.
Z tej strony znaliśmy go, w naszym Klubie Wysokogórskim, najlepiej, ten jego nigdy nie słabnący głód przygody. Nawet nie próbujemy policzyć, w ilu wyprawach, trekingach, krótszych i dłuższych wyjazdach w góry, na narty i spływach kajakowych uczestniczył. Pozostanie w naszej pamięci uśmiechnięty, pogodny, niekonfliktowy i zważający na potrzeby innych, zawsze chętny do pracy i pomocy towarzysz naszych przygód. I pozostanie zapewne jego tajemnicą, w jaki sposób potrafił to wszystko realizować bez szkody dla rodziny i pracy zawodowej.
Swymi pomysłami inspirował wielu z nas – był zarazem otwarty na marzenia innych. Jeżeli ktoś opowiadał o godnych zobaczenia krainach czy wartych przeżycia przygodach, zaraz to Edmunda inspirowało i już smuł plany.
Niektóre były realizowane niemal od ręki, inne tliły się latami i pozostaną już niezrealizowane, jak marzenie o zdobyciu wszystkich najwyzszych gór w państwach Europy, wyprawa na Olimp w Grecji, trekingi w góry Norwegii czy Korsyki.
Ostani wyjazd do Lungau w Austrii to też miała być realizacja jdnego z tych starych zamierzeń – od dawna pragnął poznać ośrodek narciarski w Obertauern. Wybór na rozruch i aklimatyzację wyciagów wokół Mautendorf wydawał się trafny – przecież reklamuje się je jako miejsce idealne dla rodzin z małymi dziećmi, te trasy nie wymagały forsownej jazdy. A jednak wszystko poszło źle …
W naszych własnych światach powstała wyrwa trudna do zapełnienia. Może i łatwiej byłoby szybko zapomnieć i żyć dalej, ale o Edmundzie nie chcemy i nie możemy zapomnieć. Pozostanie w naszych wspomnieniach, opowieściach i na wspólnych fotografiach.

Jacek Łukawski

Gliwice, 27 stycznia 2012r.

Dodaj komentarz