Zaczęliśmy od skalnego klasyka północnej strony Igieł – drogi Le Ticket, Le Carre, Le Rond et la Lune (VII+; 250 m) w ścianie Aiguille du Peigne. Nie wzięliśmy wystarczająco do siebie przestrogi Kuby Radziejowskiego zamieszczonej w internetowym artykule Chamonix. Subiektywna ocena miejsca. A ostrzeżenie ta brzmiało: Uwaga! Nie jesteśmy raczej (jako nacja) przyzwyczajeni do wspinania w tamtejszych płytach.
Powtarzają to wszyscy, którzy po raz pierwszy witają w dolinie Chamonix i próbują swych sił na Peigne'u. I rzeczywiście – ani Kanion ani ja nie byliśmy przyzwyczajeni… Wspin na płytach Ticketa odcisnął wyraźny ślad w naszej psychice, wymuszając irracjonalne i bezgraniczne zawierzenie możliwościom tarciowym naszych butów wspinaczkowych. Wcześniejsze treningi na kampusie nie wydają się konieczne do poprowadzenia tej drogi.
Następnego dnia uderzyliśmy na Filar Frendo na Aiguille du Midi (D+; 1200 m). Droga oferuje diametralnie inny charakter wspinania niż na Peigne’ie. Jest to formacja mikstowa, w pierwszej części dająca możliwość pobiegania z lotną po skale (asekurowaliśmy się klasycznie na może 4 – 5 wyciągach), by następnie płynnie przejść w lekko horrorystyczną śnieżną grań (długie i przepaściste ostrze, nie dające żadnych możliwości protekcji), a ostatecznie kończyć w podszczytowej partii Igły przyjemnym łojeniem o charakterze niemal lodowym. No i najfajniejsze jest zejście ze szczytu – czyli zjazd kolejką. Filar udało nam się zrobić w 9 godzin, dzięki czemu jeszcze tego samego dnia zwinęliśmy namiot z Planu i pojechaliśmy na zasłużony odpoczynek do przyjaciół Kaniona mieszkających w domku nad jeziorem Lac du Bourget, jakieś 100 km od Chamonix.
Wróciliśmy do Szamonii jak tylko poprawiły się prognozy pogody.
Kolejnym naszym celem była droga Anouk (6b+/6c; 750 m) na Petites Jorasses, zachwalana nam gorąco przez Krzyśka Sadleja z KW Warszawa. Niestety musieliśmy zmierzyć się z nią dwukrotnie. Za pierwszym razem niedawno przebyte choróbsko przypomiało sobie o biedym Kanionie. Wskutek zapalenia żył noga Wojtkowi spuchła i po 14 wyciągu nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko podjąć decyzję o odwrocie. Kanion odwiedził w Chamonix aptekę, nafaszerował się jakimiś tabletkami (mówił, że to na poprawę krążenia :-), walnął sobie jakiś zastrzyk (też mówił, że to na poprawę krążenia 🙂
i już 4 dni później znowu staliśmy u podnóża Małych Jorassów. Wspinaczka jest piękna i kapitalnie trzyma trudności – na 21 wyciągów trzeba pod rząd przekosić 16 wyciągów o trudnościach od szóstki w górę.
Tym razem poszło bez żadnych komplikacji. Przełojenie ściany zajęło nam 9 godz. 15 min. W schronisku Leschaux byliśmy jeszcze przed zmrokiem.
I tak miło upłynęły nam wakacje w Alpach.
O atrakcjach pozawspinaczkowych nie wspominam, aby się nie narażać na komentarze o nieodpowiednim miejscu publikacji niniejszego news’a – Kanion szczegółowo zrelacjonował sympatyczne spotkanie z ziomkiem Sokołem, za co mu się oberwało od części klubowiczów J.
Jędrek Życzkowski
Postscriptum
Odnosząc się do uwagi Szarej Eminencji o „podrasowanych przewodnikach”, z których korzystaliśmy na wyjeździe, uprzejmie wyjaśniam, że sięgaliśmy do następujacych kompendiów wiedzy:
1) Mont Blanc Massif. Selected Climbs by Lindsay Griffin
– Le Ticket VII+ (str. 67) /wg tabeli “grading comparisons” (str. 20) VII+ to 6c/,
– Frendo Spur D+ (str. 36)
2) Snow, ice and mixed. The guide to the Mont – Blanc Range by Francois Damilano
– Anouk 6c (str. 205)
– Frendo Spur III 4 (str. 92)
Faktem natomiast jest, że w Internecie znalazłem również wycenę trudności wspinaczkowych Anouk na 6b+/ED- oraz Le Ticket na 6b+/ TD+.